KONKURS NA POMNIK MARSZAŁKA JÓZEFA PIŁSUDSKIEGO

KONKURS NA POMNIK MARSZAŁKA JÓZEFA PIŁSUDSKIEGO

Z inicjatywą przedsięwzięcia wyszedł Społeczny Komitet Budowy Pomnika Marszałka Józefa Piłsudskiego w Poznaniu. Krótko potem, we wrześniu ubiegłego…

Czytaj...
HARD ROCK HOTEL

HARD ROCK HOTEL

Jedna z najnowszych realizacji, za którą stoi firma stoneCIRCLE, zyskała wiele prestiżowych nagród. Bar hotelowy otrzymał nagrodę Best…

Czytaj...
LAGASCA 99 I COSENTINO

LAGASCA 99 I COSENTINO

Zlokalizowany w dzielnicy Salamanca w Madrycie budynek mieszkalny Lagasca 99 nawiązuje swym charakterem do obiektów architektury wokół niego,…

Czytaj...
BUDUJMY EKOLOGICZNIE, ALE WYDAJNIE!

BUDUJMY EKOLOGICZNIE, ALE WYDAJNIE!

Taki apel do Ministerstwa Rozwoju wydało w połowie sierpnia br. dwanaście organizacji branży budowlanej, deweloperskiej, biznesowej i architektonicznej.

Czytaj...
Frontpage Slideshow | Copyright © 2006-2011 JoomlaWorks Ltd.

Wspomnienia z Poczdamu

Z Januszem Kucharskim, profesorem rzeźby wrocławskiej Akademii Sztuk Pięknych, rozmawia Andrzej Kosowski.

AK: - W mojej rozmowie z panem Tomaszem Rodzińskim (ŚK 1/03) pojawiło się pańskie  nazwisko przy okazji omawiania prac w zespole pałacowym Sanssouci w Poczdamie. Proszę powiedzieć, w jakich okolicznościach pan tam wyjechał?

JK: - Pan Tomasz Rodziński to późniejsze czasy w Poczdamie. Rekonstrukcja  rzeźb na budynku Marstall, stajni królewskich zespołu pałacowego Fryderyka Wilhelma I, to pierwsza praca nad  rekonstrukcją i konserwacją rzeźb w Poczdamie wrocławskich PKZ-ów. W roku 1978 ówczesny dyrektor wrocławskich PKZ-ów, pan Zdzisław Gałecki zwrócił się do Państwowej Wyższej Szkoły Sztuk Plastycznych we Wrocławiu o pomoc w realizacji kontraktu rzeźbiarskiego. Z uwagi na  już posiadane przeze mnie doświadczenie w pracy w piaskowcu zostałem  oddelegowany do Poczdamu przez prorektora szkoły prof. J. Boronia dla zorganizowania zespołu do realizacji rekonstrukcji zespołu rzeźb barokowych

AK:- Jak duże miał pan wtedy doświadczenie w pracy z kamieniem?

JK: - Byłem siedem lat po studiach na PWSSP i miałem dwie duże realizacje w piaskowcu: 4,5 i 6,5 m wysokości. Kiedy zobaczyłem ogrom przedsięwzięcia, z jakim miałem mieć do czynienia, zakres prac, zrobiło to na mnie duże  wrażenie.

AK: - Było to pewnie duże wyzwanie i zarazem szansa nowego sprawdzenia się w wielkiej skali.

JK: - Pojawiają się prace, które są takimi ,,kamieniami milowymi” w naszym życiu i rozwoju. Wtedy ten ogrom prac i ich różnorodność to było wyzwanie, chciałem się sprawdzić w czymś tak fascynującym.

AK: - Jak liczna była grupa Polaków pracujących przy renowacji tego obiektu i jakie były kryteria zatrudnienia?

JK: - Częścią budowlaną zajmował się PKZ z Poznania. Wrocławianie byli odpowiedzialni za wszystkie elementy rzeźbiarskie w obiekcie, a było ich około setki, od półmetrowych zworników okiennych w kształcie głów po prawie pięciometrowej wielkości postacie na koniach, stojące na ryzalitach. Zespół, którym kierowałem, w okresie maksymalnego nasilenia prac liczył około 20 osób, 6 rzeźbiarzy i około 15 przekuwaczy-kamieniarzy. Trzeba było szukać w całej Polsce ludzi, którzy mieli doświadczenie w podobnych pracach, a nie było łatwo znaleźć fachowców wysokiej klasy. Był wtedy kłopot nie tyle z rzeźbiarzami, co kamieniarzami. Szukaliśmy tych, co pracowali na Zamku Królewskim w Warszawie oraz starówkach warszawskiej i gdańskiej. Poszukiwano również w ,,zagłębiu kieleckim”.

AK: - Jak wyglądała współpraca rzeźbiarza z kamieniarzem, osobą, która przekuwała kamień.

JK: - Byli to kamieniarze, którzy zajmowali się zwykle rekonstrukcją detali architektonicznych. Nieobca była im praca z punktownicą, służącą do przenoszenia punktów z modela na kamień. Oni sami określali się jako przekuwacze. Brakowało im pewnej świadomości i wyczucia formy, jaka cechuje rzeźbiarza. Przykładowo, rzeźbiarzowi do przekucia wystarczało 100 punktów, a przekuwacz potrzebował ich trzysta, ponieważ do określenia formy musiał je nanosić gęściej. Kamieniarze kuli do pewnej głębokości. Obawiając się warstwy wyrazowej, zostawiali pół centymetra nadmiaru, który później ścinali na ,,zero” rzeźbiarze.

Pamiętam świetny duet z Warszawy, Leszek Filarski – rzeźbiarz i Kieszniewski, który był kamieniarzem. Kieszniewski łupał kamień klinami w taki sposób, że nie można było nadążyć za nim młotkiem pneumatycznym.

AK: - Jakie narzędzia były do dyspozycji w tamtych czasach?

JK: - Mieliśmy młotki MK8 i MS-y produkcji wrocławskiego Archimedesa oraz duże ciężkie fleksy z tarczami diamentowymi.

AK: - W jakim materiale pracowano?

JK: - Oryginalne barokowe rzeźby wykonane były z piaskowca z Pirny koło Drezna, tylko że kiedy przystępowaliśmy do pracy, nie było już tam dużej bloczności, czyli nie było możliwości otrzymania tak dużych bloków o wymaganych przez nas gabarytach. Poza tym materiał ten zawierał dużo wapienia i iłów, przez co nie był odporny na działanie obecnego agresywnego środowiska. Autor tych rzeźb, Friedrich Christian Glume (1714-1752), niemiecki rzeźbiarz epoki baroku założył, że rzeźby będą odkute z jednej bryły, a tam gdzie technologicznie było to nieuzasadnione, np. podniesione nogi konia, elementy te były wykonywane osobno i domontowywane na sztybrach. Bardzo duże szkody wynikały z korozji starych, żelaznych połączeń, które musieliśmy wymieniać na mosiężne i ze stali nierdzewnej..

Jako zastępczy piaskowiec wybraliśmy Rakowiczki z okolic Bolesławca. Po przedstawieniu próbek, kamień ten został zaakceptowany przez stronę niemiecką.

AK: - Jakie wymiary miały bloki do rzeźb?

JK: - Były to bryły monolityczne wysokości 4,5 i ponad 5 m, o bokach po ok. 3,5 m. Ważyły od 40 do 60 ton.

AK: - W jaki sposób je pozyskano?

JK: - Piaskowiec w złożu nawiercano wiertnicami pneumatycznymi, a później odsadzano prochowo. Proch jest najdelikatniejszy. Trzeba było uniknąć „zgłuszenia” kamienia. Ze wszystkich teorii wynika, że ogląd kamienia polega na jego obejrzeniu i opukaniu. Sprawdza się czy dzwoni, jeżeli nie dzwoni, to nie jest zgłuszony. Ponieważ nie mieliśmy możliwości prześwietlenia kamienia, były obawy, że wewnątrz mogą być jakieś kawerny (pustki).

AK: - Przy tych gabarytach transport musiał być dużym przedsięwzięciem logistycznym?

JK: - Tak, począwszy od przeróbek drogi dojazdowej do kamieniołomu, bo trzeba było wprowadzić do wyrobiska dźwig o udźwigu 80 t, ponieważ ten znajdujący się w wyrobisku był za słaby. Potrzebne były również specjalne przyczepy do transportu. Stutonową, z ciągnikiem Faun znaleziono w jednej z poznańskich firm, a drugą sześćdziesięciotonową pożyczono ze ZREMB-u. Obawiano się, czy małe mostki znajdujące się na trasie z Rakowiczek do głównych dróg wytrzymają , ale udało się.

AK: - Jaki był zakres prac przy renowacji rzeźb Marstall-u w  Sanssouci?

JK: - Jeżeli obiekty były bardzo mocno uszkodzone i miały dużo rekonstrukcji, decydowano się po wymodelowaniu brakujących elementów na przekucie, zrobienie kopii. Model z fragmentami oryginału trafiał do magazynu rzeźb, gdzie miał czekać na  ewentualne nowsze technologie. Na zewnątrz prezentowano jego kopię. Jako wzór mieliśmy tylko jedno zdjęcie elewacji z 1900 r., na podstawie którego odtwarzaliśmy brakujące i zniszczone rzeźby. Był taki przypadek, że podczas prac ziemnych wokół Marstallu odkopano prawie cały korpus konia, którego model  już wyrzeźbiliśmy na podstawie zdjęcia. Okazało się, że różnice były minimalne, prawie żadne. Technologia postępowania przy rekonstrukcji i konserwacji była ustalona w porozumieniu ze stroną niemiecką.. Niemcy krytycznie odnieśli się do szkoły konserwatorskiej prof. Domasławskiego, który  sugerował użycie żywic epoksydowych. Stwierdzili, że są to procesy nieodwracalne. Do dyspozycji mieliśmy tylko wskazane przez stronę niemiecką preparaty zabezpieczające firmy WAKER, natomiast do klejenia mykodur, a do kitowania mykofix, który należało mieszać z pyłem kamiennym. Wszystkie fleki w starych rzeźbach które ponownie umieszczaliśmy na ryzalitach były patynowane prostą i starą metodą. Brud ze starych rynien deszczowych mieszany był z mlekiem.

AK: - Jak wygląda nauka obróbki kamienia na uczelni, w której pan wykłada?

JK: - Na II i III roku studiów studenci specjalizacji rzeźba mają pięć godzin tygodniowo zajęć w ramach technik rzeźbiarskich, gdzie zapoznają się techniką i technologią rzeźbiarskich materiałów realizacyjnych w metalu, drewnie i kamieniu. Jeżeli chodzi o kamień to głównie ograniczamy się do piaskowca (czasem marmuru), ponieważ twardsze kamienie wymagają bardziej kosztownych narzędzi i większych nakładów finansowych. Dłuta do piaskowca studenci sami wykonują w naszej kuźni. Najpierw uczą się tradycyjnych zasad obróbki ręcznej. Później używają narzędzi elektrycznych i pneumatycznych. Jest stały postęp technologiczny przy obróbce kamienia i innych materiałów stosowanych w rzeźbie.  Nowe narzędzia pneumatyczne są lekkie, precyzyjne, dość dobrze wyeliminowane są wibracje, ale uważam, że pucka, knypel i dłuto ręczne są podstawą - uczą szacunku do materiału. Zapomina o tym wielu producentów. Spotykam w handlu narzędzia, które projektują ludzie nie mający pojęcia o pracy w kamieniu. O narzędziu nie powinno się myśleć w trakcie pracy, dobre ergonomiczne narzędzie to „przedłużenie” ręki. Trudno jest na przykład dostać młotek dwuobuchowy poniżej kilograma (ok. 80-90 dag), przeważnie jest to 1 lub 1,5 kg. Taki nadaje się jedynie do odkuwania zgrubnego. Młotek powinien być utwardzony powierzchniowo a w „środku” miękki i jego kształt nie może być za kanciasty, przypadkowy, dobry młotek musi  ,,ciągnąć”.

AK: - Jak pan ocenia edukację kamieniarską obecnie w naszym kraju?

JK: - Raczej nie ma czegoś takiego. Kiedyś były dwie szkoły zawodowe. Obecnie kamieniarstwa uczy Liceum Plastyczne w Kielcach. Z reguły jednak jest to przyuczenie do zawodu, kursy. Rzemiosło ginie, gdyż ludziom wydaje się, że kopiarka, komputer, ploter itp. zastąpią człowieka. Są to jedynie narzędzia, a o efekcie końcowym pracy decyduje i zawsze będzie decydował człowiek. Zgłaszają się do mnie czasami kamieniarze o pomoc w zaprojektowaniu pomnika. To, co się dzieje na cmentarzach obecnie, jest bardzo smutne. Bezkrytyczne powielanie z niemieckich i włoskich katalogów, płyty pion-poziom, bez wyrazu, klimatu, artyzmu.. O sztuce sepulkralnej poza małymi wyjątkami można mówić tylko w przypadku oglądania starych nekropolii.

AK: - Z czego taka sytuacja wynika?

JK: - Rzadko się zdarza, że poszukuje się rzeźbiarza do zaprojektowania nagrobka. Jest to bardziej skomplikowane i czasem bardziej czasochłonne. Po co poszukiwać oryginalnej formy, skoro jest gotowa w katalogu. Przeciętny zleceniodawca ogranicza się do oferty zakładów kamieniarskich. Czasem nie ma  wyboru, a czasem i wiedzy o  możliwościach, jakie daje kamień, akceptując to, co proponuje wykonawca. Nie bez znaczenia jest też mała świadomość plastyczna społeczeństwa oraz jego zubożenie. Takie oryginalne realizacje muszą być droższe, ale nie zawsze znacznie. W przypadku ,,masowych  produkcji” można mieć wiele zastrzeżeń do kompozycji, liternictwa czy też samego doboru materiału. Mam nadzieje, że konkurencyjność oryginalnych realizacji w przyszłości spowoduje naturalną selekcję i przetrwają ci ,,lepsi”, cechujący się dobrym rzemiosłem i kreatywnością. Myślę, że rynek kamienia i jego zastosowań ożywi się, kiedy zmieni się sytuacja gospodarcza w kraju, pojawią się pieniądze np. na renowację obiektów zabytkowych, czy na nowe zastosowanie kamienia w budownictwie. Pracy będzie sporo dla rzeźbiarzy i kamieniarzy potrafiących tworzyć i odtwarzać kamienne elementy architektoniczne.

AK: - Czy zgodzi się pan ze mną, że kamień coraz rzadziej pojawia się w realizacjach rzeźbiarskich?

JK: - Kamień jest trudnym materiałem, wymaga specjalnych warunków, warsztatu, ale warto propagować ten materiał. Dolny Śląsk jest szczególnie bogaty w kamień, występują tu piaskowce, granity, marmury, że wymienię najważniejsze. Niestety przez nieprzemyślaną działalność złoża niektóre zostały mocno zniszczone, np. złoża Białej Marianny.

AK: - A czy jakieś konkretne kamienie może Pan polecić do przekuwania rzeźb.

JK: - Do przekuwania dobre są piaskowce Rakowiczki i Szydłowiec. Ten drugi, ponieważ jest drobnoziarnisty i twardy, doskonale nadaje się do liternictwa i płaskorzeźb. Wdzięczne są marmury ze Stronia Śląskiego i Sławniowic. Ciekawy jest też serpentynit. Dobór materiału do tego, co robimy jest bardzo ważny i za każdym razem należy to traktować indywidualnie, biorąc pod uwagę jego właściwości wyrazowe, miejsce zastosowania oraz wymagane rozwiązania technologiczne.

AK: - Dziękuje za rozmowę.

 

Nie czekaj dodaj firmę

do naszego katalogu!

 

 

Dodaj firmę...

 

Dodaj ogłoszenie drobne

do naszej bazy!

 

 

Ogłoszenia...

45-837 Opole,
ul. Wspólna 26
woj. Opolskie
Tel. +48 77 402 41 70
Biuro reklamy:
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie obsługi JavaScript.

Redakcja:
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie obsługi JavaScript.

Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie obsługi JavaScript.">
     Wszystkie prawa zastrzeżone - Świat-Kamienia 1999-2012
     Projekt i wykonanie: Wilinet