KONKURS NA POMNIK MARSZAŁKA JÓZEFA PIŁSUDSKIEGO

KONKURS NA POMNIK MARSZAŁKA JÓZEFA PIŁSUDSKIEGO

Z inicjatywą przedsięwzięcia wyszedł Społeczny Komitet Budowy Pomnika Marszałka Józefa Piłsudskiego w Poznaniu. Krótko potem, we wrześniu ubiegłego…

Czytaj...
HARD ROCK HOTEL

HARD ROCK HOTEL

Jedna z najnowszych realizacji, za którą stoi firma stoneCIRCLE, zyskała wiele prestiżowych nagród. Bar hotelowy otrzymał nagrodę Best…

Czytaj...
LAGASCA 99 I COSENTINO

LAGASCA 99 I COSENTINO

Zlokalizowany w dzielnicy Salamanca w Madrycie budynek mieszkalny Lagasca 99 nawiązuje swym charakterem do obiektów architektury wokół niego,…

Czytaj...
BUDUJMY EKOLOGICZNIE, ALE WYDAJNIE!

BUDUJMY EKOLOGICZNIE, ALE WYDAJNIE!

Taki apel do Ministerstwa Rozwoju wydało w połowie sierpnia br. dwanaście organizacji branży budowlanej, deweloperskiej, biznesowej i architektonicznej.

Czytaj...
Frontpage Slideshow | Copyright © 2006-2011 JoomlaWorks Ltd.

Piła łańcuchowa diamentowa w belgijskich kapalniach wapienia

Metody eksploatacji pokładów kamienia dekoracyjnego różnią się od tych stosowanych chociażby w kopalniach rud czy też kopalniach kruszyw. W przypadku tych ostatnich celem jest samo uwolnienie materiału, nie chodzi o uzyskanie materiału o pożądanym kształcie czy wymiarach. W kopalniach kamienia dekoracyjnego celem jest uzyskanie tzw. zdrowych bloków, czyli jednolitej bryły kamienia, pozbawionej pęknięć, o jak najbardziej regularnym kształcie. Wymiary są tutaj istotne, obecnie stosowane w obrocie handlowym bloki powinny charakteryzować ustandaryzowane parametry: 3m x 1,75m x 1,75m. Dlatego tak bardzo istotna jest zastosowana technologia wydobycia, dzięki której kopalnie mają możliwość (co warunkuje charakterystyka złoża) pozyskiwać bloki o dużych gabarytach. W przypadku powstałych nieregularności w wydobytym bloku ich dodatkowa redukcja powoduje utratę materiału, a zatem niższe profity związane z jego sprzedażą (tab. 1). Im mniejszy rozmiar bloku, tym w przypadku dodatkowych uszczerbków większa strata procentowa objętości. By móc sprostać wymaganiom rynku, szczególnie biorąc pod uwagę potrzebę wykonywania elementów budowlanych o dużym formacie, istotne jest dostarczenie materiału o jak najwyższej jakości, by w następnych cyklach produkcyjnych, jak na przykład cięcie bloków na płyty, uzyskać jak najwięcej materiału nadającego się do sprzedaży. Producenci, wśród których dominują Włosi, prześcigają się w coraz to nowszych i bardziej wydajnych maszynach umożliwiających pozyskiwanie wysokiej jakości bloków kamiennych. Wystarczy tutaj wymienić urządzenia oferowane przez takie firmy, jak chociażby Fantini, Dazzini, Garrone. Łańcuchowe piły linowe pojawiły się we Włoszech już na początku lat siedemdziesiątych i służą do pozyskiwania bloków w kopalniach marmuru, trawertynu, wapienia, czyli głównie materiałów miękkich. Nie są natomiast przydatne do pracy w kopalniach granitu. Stosowane są prawie wyłącznie do wykonywania początkowych nacięć w złożu (wcześniej odpowiednio przygotowanego) pod dowolnym kątem uzależnionym tylko od samego rodzaju kopalni.

Optymalne rezultaty uzyskuje się, kiedy skała jest tylko nieznacznie popękana. Preferowane jest wykonywanie długich nacięć.

Zalety stosowania:

- wysoka wydajność

- ekologiczna praca: bez kurzu/pyłu, wibracji, poziom hałasu jest względnie niski

- nie ma potrzeby wstępnego przygotowywania maszyny

- niezastąpiona przy otwieraniu złoża w kopalniach podziemnych

- uzyskiwanie bloków wysokiej jakości: bez defektów (termicznych lub mechanicznych uszkodzeń), dobre przygotowanie bloku pod obróbkę tarkami stąd większa produkcja płyt

Wady:

 - dostęp do wody

- długość cięcia ograniczona długością ramienia

- kapitał inwestycyjny oraz koszty użytkowania raczej wysokie

- przemieszczanie maszyny możliwe tylko stosując ciężki sprzęt

- geometria kopalni musi umożliwiać stosowanie maszyny (regularność powierzchni kopalni).

Międzynarodowy plener rzeźbiarski w Jesenniku

Dzięki staraniom Henryka Korbańskiego, prezesa ZPAP Okręg Opole Tadeusza Waloszczyka dwa lata temu powstała w Opolu przy Związku Polskich Artystów Plastyków sekcja rzeźby. Nie trzeba było długo czekać na efekty jej działalności, do skutku doszło już kilka plenerów z dużą liczbą rzeźbiarzy, pracujących w drewnie, ceramice czy kamieniu. W dniach od 1 do 31 lipca bieżącego roku przy granicy z Polską w czeskim Jeseniku odbył się kolejny plener rzeźbiarski, w którym wzięli udział artyści z Czech, Polski i Słowacji. Komisarzem pleneru była artystka malarz z Jesenika, Irina Hornikowa. Polskiej grupie przewodniczył prof. Molenda z instytutu sztuki w Nysie. Międzynarodowy plener był efektem wcześniejszej współpracy nyskiej grupy artystycznej z artystami z Jesenika, stąd wzięło się zaproszenie polskiej grupy przez właścicielkę kopalni Slezsky Kamen, panią Marię Hundakową, która zwróciła się bezpośrednio do prof. Molendy z zapytaniem, czy nie chciałby wziąć udziału w międzynarodowej imprezie rzeźbiarskiej razem ze swoimi studentami. “Oczywiście pochwyciłem temat i rok temu spotkaliśmy się na spotkaniu roboczym, które związane było z przygotowaniem projektów wstępnych, ewentualnego ich zatwierdzenia, by po wykonaniu mogły znaleźć miejsce w parkach wokół Jesenika, w samym Jeseniku oraz w pobliskich sanatoriach. Odbyły się w sumie dwa spotkania i dotyczyły również zapotrzebowania materiałowego oraz sprzętowego. Oczywiście część narzędzi przywieźliśmy ze sobą, natomiast część była kupiona specjalnie na to sympozjum”. Głównym organizatorem był Urząd Miejski w Jeseniku wraz z burmistrzem. Z pomocą więc włączyły się okoliczne zakłady kamieniarskie przekazując m.in. do dyspozycji uczestników kamień oraz pomagając w odkuciu pierwszych warstw. W przypadku jednego z kamieni był problem, najprawdopodobniej z powodu sztychu rozsypała się jedna z rzeźb, ale problem rozwiązano sklejając ją. Realizacja wizji artystycznej w kamieniu wymaga zastosowania środków technicznych, dlatego do przygotowania imprezy włączyły się ponadto różne służby techniczne i leśne. Poza tym każdy student miał “wikt i opierunek”, a po zrealizowaniu projektu dostał gratyfikację finansową, w wysokości czterech tysięcy koron. “Owszem, zdarzały się drobne potknięcia, ale istotniejszy jest fakt, że miasto zobaczy korzyść z działań artystów, że to jest atrakcja i urozmaicenie struktury miejskiej. Dzięki szerokiemu obiegowi informacji o naszych działaniach przychodzili ludzie, pytali, interesowali się wszystkim. Naprawdę jestem zaszokowany wielkim zainteresowaniem, że czasami przeszkadzało to w pracy. Wszyscy odczuliśmy wyraźnie przyjazne nastawienie do nas ze strony Czechów. To było bardzo sympatyczne. Plener w sensie organizacyjnym prowadzony był przez dwie osoby panią Irinę Hornikową i dr Honzo Hauka. Honzo Hauk jest doktorem geologii, pracuje w tutejszym muzeum geologicznym, to bardzo ciekawy człowiek. Pani Hornikowa wzięła na siebie odpowiedzialność za finanse” poinformował prof. Molenda i dodał - “Podczas pleneru korzystaliśmy z marmuru, który był w tonacjach jasnych, siwych, z plamami białymi, bardzo ciekawy kolorystycznie. Do rzeźby znakomity, miękki, poddaje się fajnie, można powiedzieć, plastyczny kamień. Naturę granitu z kolei koledzy odczuli na własnych mięśniach. Znaczny wkład jeśli chodzi o zapewnienie kamienia do realizacji rzeźbiarskich miały miejscowe kamieniołomy Slezsky Kamen a.s., reprezentowane przez panią Marie Hundakową”. Imprezie towarzyszyło zainteresowanie prasy, w Dzienniku Jesenickim i Nowinach Morawickich opublikowano relacje z bogatym serwisem zdjęciowym. Wśród studentów nyskiego Instytutu Sztuki Akademii Sztuk Pięknych, którzy udali się a plener do Czech, byli i tacy, którzy wcześniej nie mieli do czynienia z materiałem kamiennym lub znali go dość pobieżnie. Była zatem okazja “posmakować” kamienia sprawdzając swoje umiejętności rzeźbiarskie. Końcowy wynik pokazał, że jest co najmniej dobrze, a rezultatem ich wysiłków były zrealizowane bardzo ambitne projekty. Początkową nerwowość i niepokój związane z nieznajomością końcowego efektu, zdolnością sprostania wyzwaniu, a może i miejsca rozładowywały kontakty z zagranicznymi kolegami, pozwalające na skracanie dystansu we wzajemnych rozmowach, a także duża dawka obserwacji tego, jak inni radzą sobie w konfrontacji z trudnym materiałem, jakim przecież jest kamień. Konfrontacji, która uczy wielkiego szacunku oraz stopniowego budowania formy, czyli odrzucania tego, co niepotrzebne i dochodzenia do końcowego rezultatu. Kiedy prace były już zaawansowane członkowie polskiej grupy byli już ukontentowani, ciesząc się swą przygodą artystyczną. Sprzyjała temu bardzo dobra organizacja imprezy, choć zdarzyły się jakieś zgrzyty dotyczące szczegółów, ale biorąc pod uwagę, że w plenerze wzięły udział reprezentacje aż sześciu uczelni, czyli dwóch akademii, trzech uniwersytetów i jednej szkoły wyższej, nie miały one większego znaczenia. Każda z uczelni wysłała po 2-3 studentów, którymi opiekowali się asystent i ewentualnie profesor. Ewentualnie, bo profesorowie przybyli z Polski, Czech, natomiast Słowacy nie mieli opiekuna w osobie profesora. W plenerze obok studentów wziął również udział Wit Pichulski, zdolny młody rzeźbiarz z pracowni rzeźby Instytutu Sztuki UO: “Wcześniej brałem udział w plenerze w Krnowie, ten plener jest w 80% finansowany przez władze miasta, a dobrze jest mieć świadomość, że Jesenik to miasto liczące zaledwie dziesięć tysięcy mieszkańców, jest więc ponad dziesięć razy mniejsze od Opola, w którym bardzo trudno rozmawia się z Urzędem Marszałkowskim, czy władzami w ratuszu i z jakimikolwiek dotacjami zawsze jest problem”. Łącznie powstało jedenaście prac. Prof. Molenda komentując plener powiedział: “Mam nadzieję, że te wzorce, które zobaczyliśmy w Jeseniku, będziemy mogli przeszczepić na nasz region i że u nas też będą organizowane podobne plenery. Myślimy o współpracy z centrum rzeźby w Orońsku. Porównując podobne plenery w Polsce i w Czechach trzeba powiedzieć, że zaangażowanie finansowe i medialne jest tu bardzo duże i może służyć naszym władzom za przykład. “Będąc ostatnio w Nysie odwiedziłem w Urząd Miejski. Władze miasta po obejrzeniu programu opolskiej telewizji z istniejącego pleneru w Jeseniku zaproponowały zorganizowanie podobnego pleneru jaki miał miejsce w Czechach przy współudziale Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej w Nysie kierunku konserwacja detalu architektonicznego i rzemiosła artystycznego. A ponieważ blisko z Nysy do Sławniowic i Gierałcic, gdzie znajdują się kamieniołomy marmuru, to jest szansa, że włączą się do organizacji pleneru. Plener miałby charakter interdyscyplinarny obok rzeźby w kamieniu, drewnie, byłyby inne dyscypliny sztuki, jak malarstwo, rysunek itp. Szansa jest tym większa, że do idei zorganizowania pleneru została włączona Państwowa Wyższa Szkoła Zawodowa w Nysie, w osobie rektora prof. Ryszarda Knosali”.Poproszony o wypowiedź Maciek Kus, student, uczestnik pleneru rzeźbiarskiego w Jeseniku, powiedział: “Pracowałem po raz pierwszy w marmurze i okazało się, że w pewnym sensie jest łatwa, jednak przy tego typu realizacjach, a były to duże formy, trochę wysiłku musieliśmy w to włożyć. Ręce bolały, rany, różnie było. Ale dziś wiem, że to dość łatwy kamień w obróbce. Marmur z kamieniołomu suplikowickiego ma ciepłą barwę, co jest ważne w kameralnych realizacjach, ładnie wygląda w polerze, właśnie w kontekście faktury uzyskanej gradziną czy szpicem, bardzo wdzięczny kamień. Próbowaliśmy także w innych kamieniach pracować, między innymi w marmurze, którego nazwy w tej chwili nie pamiętam, i był on dużo trudniejszy w obróbce twardszy, ale z kolei piękny w kolorze, o ciemnej grafitowej strukturze, miał nacieki kalcytu, był bardzo trudny technicznie do okiełznania, bo to skała niejednorodna, krucha w obróbce, ale efekt kolorystyczny był przy polerowaniu fantastyczny, dał nową inspirację w rzeźbie”. Po zakończeniu imprezy wszystkie rzeźby zostały wyeksponowane w parkach, przed różnymi obiektami. “To była bardzo ciekawa i ucząca impreza, mogliśmy zobaczyć, jak inni pracują w kamieniu. Uważam, że to spotkanie cementuje przyjaźń między Słowianami z Czech, Słowacji i Polski” podsumował na zakończenie profesor Instytutu Sztuki Uniwersytetu Opolskiej oraz Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej w Nysie.

U źródeł rozwoju kamieniarstwa

W ostatnim czasie ukazały się na łamach “Świata Kamienia” dwa interesujące artykuły o średniowiecznych kamieniarzach. Nawiązując do ich treści warto jeszcze wrócić raz do tzw. znaków kamieniarskich, zwanych także gmerkami, które najczęściej stanowiły potwierdzenie pracy kamieniarskiej i rzeźbiarskiej mistrza. Według Encyklopedii Wileńskiej, czyli “Słownika języka polskiego” z 1861 r., s. 461, kamieniarstwo to sztuka robienia czegoś z kamienia, to m. in. ociosywanie kamieni. W tej sytuacji jego obróbka wiąże się z początkami naszej cywilizacji. Jednak metody pozyskiwania materiału skalnego i jego obróbki do czasu wprowadzenia XIX -wiecznej mechanizacji, zmieniały się bardzo powoli. Postęp dotyczył najczęściej rodzaju materiału użytego do produkcji narzędzi, stosowanych do odspojenia, wydobycia, transportu i obróbki skał (drewno, miedź, żelazo, brąz itp.). Dopiero w XIX w. kamieniarstwo zdecydowanie rozdzieliło się na architektoniczne i drogowe. Drogownictwo stworzyło na swoje potrzeby nowe metody badań laboratoryjnych. Natomiast kamieniarstwo budowlano-architektoniczne zachowywało jeszcze do niedawna metody i interpretacje sprzed ponad 150 lat (Koziński 1959).Ostatnia dekada, szczególnie w Polsce, ukazuje nam w zakresie budownictwa, architektury wnętrz i rzeźby, a co za tym idzie także kamieniarstwa, daleko idące zmiany. Ta sfera wytwórczości człowieka przeobraziła się na naszych oczach (Skoczylas; Żyromski 2003). Ogromna moda na kamienne oblicowania zewnętrznych i wewnętrznych elementów budowli użytku publicznego, tak świeckich jak i sakralnych, stawia nas przed nowym spojrzeniem na kamieniarstwo, jako na nowoczesną, prężnie rozwijającą się gałąź przemysłu. Dystrybucja jego wyrobów, a także nadzwyczajne walory estetyczne, techniczne i symboliczne kamienia sprawiają, że zasięg jego oddziaływania jest ogólnoświatowy. Dzięki kosmopolityzmowi kamienia przemysł obróbki kamienia rozprzestrzenia swoje produkty na cały świat. W polskiej powojennej rzeczywistości, tak w budowlach świeckich, jak i sakralnych, początkowo pojawiały się nieśmiało skały z państw dawnego RWPG, potem, w latach dziewięćdziesiątych XX w. także z Włoch, Hiszpanii, Skandynawii, RPA i z Brazylii. Obecnie coraz większy udział w architektonicznym wystroju naszych budowli mają skały tureckie, ukraińskie, indyjskie i chińskie. Gwałtowny wzrost oferty handlowej wysoko wyspecjalizowanych dystrybutorów zagranicznych spowodował pojawienie się na rynku skał o dźwięcznych, egzotycznych nazwach handlowych oraz swojsko brzmiących określeniach, które jednak, po weryfikacji petrologicznej, nie bardzo przystają do oferowanej rzeczywistości. Oferty włoskie to przede wszystkim marmury, niezależnie od tego, czy jest to wapień, marmur, granit, gnejs, czy jeszcze inne skały. Także inni oferują różne skały krystaliczne, jako np. granity. Doszło nawet do tego, że kamień z tego samego złoża u różnych dostawców uzyskuje różne nazwy (Jaśko 2004). Z geologicznego, a konkretnie petrologicznego punktu widzenia, są to terminy i praktyki nie do przyjęcia. Powstaje pytanie, kto powinien badać i weryfikować tego rodzaju surowce skalne w Polsce oraz informować, jaka jest petrologiczna charakterystyka oferowanej na rynek polski skały o nadzwyczaj egzotycznej, ładnej, wpadającej w ucho, nazwie. Wydaje się, że polscy petrolodzy stają przed wyjątkową szansą, włączenia się w proces badawczy obejmujący ogólnoświatową eksploatację i dystrybucję surowców skalnych. Burzliwy rozwój kamieniarstwa nie tylko stwarza nowe wyzwania poznawcze i utylitarne, ale może doprowadzić także do momentu refleksji nad początkami kamieniarstwa na ziemiach polskich, nad jego związkami z naukami o ziemi.Kamieniarstwo architektoniczne rozwinęło się na naszych ziemiach w okresie tworzenia się państwowości polskiej i przyjęcia chrztu. Wówczas na południu powstawały obiekty sakralne zbudowane głównie z wapieni, rzadziej piaskowców, natomiast w Poznaniu, Gnieźnie, Ostrowie Legnickim, Gieczu, Łeknie, Trzemesznie, Mogilnie, Strzelnie, Kruszwicy, Inowrocławiu i Lubiniu koło Gostynia powstawała gnejsowo-kwarcytowo-granitowa architektura sakralno-pałacowa. Właśnie to regionalne zróżnicowanie architektury na region wyżynny (Małopolska, Śląsk) oraz nizinny (Wielkopolska, Mazowsze) mogło być przyczyną, że do XII wieku architektura rubieży południowych nawiązywała do Czech oraz południowej Francji. Natomiast w sercu początków państwa polskiego architektura nawiązywała stylistycznie i personalnie oraz materiałowo do północnej części lądowej Europy, głównie północnych Niemiec i obszarów dzisiejszej Belgii. Stamtąd też przybywały pierwsze zespoły budowlane, które określano nazwą strzechy.Pierwsze strzechy budowlane w Europie wywodziły się z klasztornych zespołów budowlanych, głównie cystersów i benedyktynów, zakonników znających rzemiosło budowlano-kamieniarskie. Cechą charakterystyczną tych zakonnych warsztatów była doraźność celów. Najczęściej po budowie danego klasztoru i opactwa działalność strzechy zamierała. Dopiero od XII w. wskutek swoistego boomu inwestycyjnego, szczególnie we Francji ale także na ziemiach polskich wzrosło zapotrzebowanie na kamieniarzy, rzeźbiarzy itp. Wówczas nie tylko strzechy klasztorne stały się mobilne ale także zaczęły powstawać pozaklasztorne zespoły specjalistów, które zawierały bezpośrednią umowę z fundatorem. Cechą tych strzech budowlanych była duża mobilność, określane one były jako strzechy wędrowne i przenosiły się z budowy na budowę.Z biegiem lat i doświadczeń strzechy oraz całe cechy budowlane uchwalały statuty, regulujące organizację, procedury i zasięg oddziaływania, kształcenia i podziały obowiązków i beneficjów (np. statut naczelnej niemieckiej strzechy w Strasburgu z 1459 r. lub Nowy statut kamieniarzy z Regensburga z 1514 r.).Na czele strzechy stał mistrz budowlany magister operis. Jego zastępcą był tzw. parler (dawne niemieckie parlieren, czyli gadanie, mówienie po francusku). Był to wysoko kwalifikowany fachowiec, najczęściej kamieniarz (lapicida) lub rzeźbiarz w kamieniu. (J. Maślaniec 2004). Oprócz nich w skład strzechy wchodził najczęściej ceglarz (tegelarius), cieśla (carpentarius), murarz (caementarius) i inni. Statut regulował także zasady nauki zawodu. Kamieniarz musiał terminować przy mistrzu przez pięć lat. Po zdaniu egzaminu, wyzwolony czeladnik otrzymywał swój znak rozpoznawczy tzw. gmerk, którym mógł podpisywać swoje prace. Przykładowy zestaw znaków kamieniarskich na budowach z XII i XIII w. pokazuje ryc. 1-9.Rozwój budownictwa ceglanego nie zatrzymał postępu prac strzech kamieniarskich. Wśród około 20 tysięcy opublikowanych znaków kamieniarskich nie stwierdzono, za wyjątkiem może kilku najprostszych, wypadku umieszczania tego samego znaku przez różnych, współczesnych sobie kamieniarzy. Znaki kamieniarskie nie tylko potwierdzały tożsamość wykonawcy, ale z dzisiejszego punktu widzenia są także reperem stratygraficznym, na podstawie którego można niekiedy określić dokładny wiek budowy elementu architektonicznego oraz względny wiek obiektów z nim sąsiadujących.Wdzięcznym przedmiotem badań znaków kamieniarskich jest wrocławski ratusz, gdzie zauważono, zaanalizowano i opublikowano 58 znaków kamieniarskich późnego średniowiecza (ryc.10). Dodać jeszcze można, że z innych obiektów Dolnego Śląska opublikowano kolejnych 17 znaków. (Bukowski; Z lat 1958; Korzeniowski 2001: ryc. 11).Znaki kamieniarskie pomagają nie tylko odtwarzać kolejność i czas budowy badanych budowli i jej elementów architektonicznych ale także pozwalają śledzić i odtwarzać dzieje życia i pracy mistrzów kamieniarskich zmieniających często miejsca swojego pobytu. Z kolei analiza tworzenia nowych znaków dla czeladnika pozwala także wyodrębnić różne regionalne, stylistyczne i rodzinne szkoły kamieniarstwa. Do niedawna wielu historyków sztuki było mocno przekonanych o stałej obsadzie strzech kamieniarsko-budowlanych. Badania E. Łuźynieckiej (2002) nad architekturą klasztorów cysterskich wskazują jednak, że w średniowieczu zespół na budowie ciągle się zmieniał. Nawet w każdym tygodniu skład personalny był zmienny. Zmieniała się nie tylko liczba osób, ale zmieniali się także mistrzowie. Prawdopodobnie zespół budowlany tworzył się na miejscu budowy i rozpadał po jej zakończeniu. Zagadnienia znaków kamieniarskich, a także stanu wiedzy kamieniarzy na temat rodzajów skał i ich własności użytkowych wymaga specjalnych badań. Warto jednak zasygnalizować, a może nawet uświadomić sobie, że starożytni i średniowieczni skalnicy, górnicy, budowniczowie, kamieniarze i rzeźbiarze stanowić mogą przykład dla współczesnych petrologicznych i utylitarnych dociekań nad geologicznym poznaniem, udokumentowaniem, wykorzystaniem i ochroną wybranych elementów bogactw mineralnych skorupy ziemskiej.W każdym razie już w średniowieczu na ziemiach polskich znak kamieniarski, zaświadczał o jakości i kwalifikacji mistrza strzechy, być może podobnie jak dzisiaj znak firmowy, czyli logo firmy kamieniarskiej gwarantuje jakość materiału, odpowiedni poziom wykonawstwa i usług.

Ryc. 1. Znaki kamieniarskie na budowach z XII i XIII w. (wg J. Gadomskiego, za J. Zachwatowiczem 1971 s. 183): 1 Czerwińsk, kościół kanoników regularnych pw. Zwiastowania P. Marii, portal; 2 Kruszwica, kolegiata pw. św. Piotra; 3 Skalbmierz, kolegiata pw. św. Jana Chrzciciela; 4 Kościelec Kaliski, kościół pw. św. Wojciecha; 5 Kazimierz Biskupi, kościół pw. św. Marcina; 6-7 Strzelno, kościół norbertanek pw. św. Trójcy; 8 Strzelno, rotunda pw. św. Prokopa; 9 Wąchock, opactwo cystersów pw. P. Marii i św. Floriana; 10 Jędrzejów, opactwo cystersów pw. P. Marii i św. Wojciecha; 11 Morsko Dolne, kościół pw. Wniebowzięcia P. Marii; 12 14 Sandomierz, klasztor dominikanów pw. św. Jakuba; 15 Kościele Proszowski, kościół pw. św. Wojciecha; 16 Mogiła, opactwo cystersów pw. P. Marii i św. Wacława.

 

Rynek kamieniarski z perspektywy spedytora (l)

Magemar to przedsiębiorca belgijski, który dzięki wieloletnim doświadczeniom osiągnął wysoki poziom specjalizacji działając m.in. w niszy transportu i logistyki bloków granitowych. Obecnie jest to główny spedytor kamienia do Polski z niemal całego świata, zajmuje się organizowaniem transportu i spedycją od kopalni aż do finalnego odbiorcy. Działa na zasadzie hurtowni. Istotne znaczenie Magemar dla polskiego rynku kamieniarskiego jest bezdyskusyjne, mimo że trudno mówić w tym o firmie kamieniarskiej. Nie sposób byłoby sobie wyobrazić współczesny rynek krajowy bez udziału tego potentata w dziedzinie transportu, przede wszystkim morskiego. Zasada działania firmy polega na obsłudze dużych tonaży towaru zgrupowanych od wielu małych, średnich i większych klientów. Posiadanie w gestii takich partii pozwala firmie na podpisywanie wieloletnich umów z różnymi przewoźnikami morskimi oraz pełnego lub częściowego czarterowania statków. Główną siedzibą firmy jest Liege w Belgii, zaś głównym portem Antwerpia drugi pod względem wielkości i wolumenu przeładunków port w Europie. To tam znajduje się największy w Europie Północnej, Zachodniej i Wschodniej skład bloków granitowych. Europa Południowa jest jak wiemy całkowicie zdominowana przez rynek włoski transport bloków na ten rynek odbywa się bezpośrednio od południa Europy przez Morze Śródziemne. Znane “208” (w ten sposób oznaczony jest skład bloków przyp. red.) ma dwie funkcje: po pierwsze to baza logistyczna firmy tam rozładowywane są duże statki oceaniczne, które przywożą bloki z Afryki Południowej (głównie RPA i Zimbabwe), Ameryki Południowej (głównie Brazylia) oraz Dalekiego Wschodu (głównie Indie). Następnie bloki po kilku dniach są ładowane na mniejsze statki dowozowe (jednorazowe partie 2-3 tys. ton), barki, wagony i samochody, po czym są wysyłane na cały teren Unii Europejskiej, gdzie bezwzględny prym wiedzie Polska, znany od kilku lat potentat w Europie w imporcie i przerobie granitu. Drugą funkcją, bardziej istotną z punktu widzenia klientów firmy, jest skład bloków dla różnych większych lub mniejszych firm, które handlują kamieniem w tej strukturze 208 jest ekspozycją i magazynem podręcznym służącym do sprzedaży bloków. Klienci odwiedzają skład na 208, wybierają bloki, kupują od poszczególnych właścicieli, a Magemar dowozi na wskazane przez kupujących miejsce. Dotychczasowa obsługa polskiego rynku kamieniarskiego, jej skala, pozwoliła zawrzeć stałe umowy z armatorami na dowozy bloków również do Polski. Dziś Magemar obsługuje nie tylko regularne linie transportu kamienia do Polski z Ameryki Południowej, Dalekiego Wschodu i Afryki Południowej, ale też regularną linię z Finlandii i nieregularny (czarterowy) transport z Hiszpanii, Norwegii i innych krajów, zgodnie z zapotrzebowaniem klientów. Spośród krajów zaopatrujących polski rynek, prym wiedzie Republika Południowa Afryki. Licząc w tonach transportowany z tego kraju materiał, RPA jest największym jego źródłem w kategoriach globalnych obsługi polskiego rynku sprowadzana jest stamtąd ponad połowa całego tonażu, jaki trafia nad Wisłę. To niebagatelnej wielkości tonaże, nic więc dziwnego, że stanowią łakomy kąsek dla firm spedycyjnych, które nieustannie zabiegają o ich przejęcie, choćby tylko w części. Z powodu dominującej wielkości, sprowadzanie kamiennego towaru z Afryki nie nastręcza takich trudności jak ma to miejsce w przypadku Indii i Brazylii. Na Czarnym Lądzie funkcjonują właściwie dwa porty załadunku: Richards Bay i Durban, statki czasami też zawijają po kamienne bloki do Beira (Mozambik), we wschodniej Afryce.Z perspektywy stopnia trudności, jakie musi pokonać firma Magemar usiłując przetransportować kamienie, Indie są w tej chwili najtrudniejszym kierunkiem spośród wszystkich przez nią obsługiwanych. Składa się na ten fakt konieczność wożenia dużej ilości małych partii towaru, po kilka bloków z wielu portów. W Indiach znajduje się pokaźna liczba portów, z których regularnie dla odbiorców obsługiwane są cztery: Visag, Chennai, Tuticorin i Mangalore, gdzie odbierane są bloki, choć statki zawijają także do mniejszych portów, do których dostarczane są zamówione bloki. W ten sposób z takiego niewielkiego portu statek przy okazji załadunku innych większych partii zabiera czasem nawet dwa, trzy bloki, co dla przewoźnika jest typowym detalem. W Ameryce Południowej strategicznym producentem bloków granitowych jest Brazylia. Ich eksport do naszego kraju odbywa się przez dwa główne porty, największy i najważniejszy Vitoria oraz Salvador, uzupełniane przez pomniejsze porty, skąd towar również jest zabierany. Odbywa się to na quasi-liniowych przewozach, czyli raz na trzy - cztery tygodnie towar jest odbierany z portów głównych, gdzie dostawcy dostarczają go na bieżąco. W każdym z trzech wcześniej wymienionych regionów świata Magemar ma swoich agentów, którzy utrzymują stały kontakt z dostawcami, koordynując pracę poszczególnych linii. Polega to na ustalaniu z dostawcami terminu, w którym statek zawinie do portu, gdzie czekać będzie na niego dowieziony na zapowiedziany czas towar ta ostatnia kwestia leży w gestii agentów, którzy zbierają informacje bezpośrednio u poszczególnych dostawców, kiedy każdy z nich będzie gotowy dowieźć towar do portu. Praca tych agentów oprócz koordynacji pracy danej linii zapewnia naszym klientom bezpieczeństwo, iż cały zabukowany (potwierdzony do załadunku przez dostawcę i potwierdzony do przewozu przez armatora) towar partia bloków dojedzie na czas do portu i będzie cała załadowana na dany statek. Agent sprawdza na bieżąco ile towaru jest w porcie, ile dojeżdża, ile i kiedy będzie wysłane z kopalni i w końcu ile towaru nie ma szans na dowiezienie na czas do portu lub też ile dany statek nie załaduje z powodu zwyczajnego braku miejsca. To wszystko jest głównie po to, by uniknąć kosztu tzw. martwego frachtu (ang. Dead Freight), czyli opłaty za fracht należny za zabukowaną partię której część bądź całość nie była przygotowana do załadunku (brak fizycznie bloków w porcie albo przeszkody formalne np. urząd celny itd.) do momentu zakończenia załadunku statku. Gdy taka sytuacja ma miejsce, wówczas armator statku domaga się zwykle zapłaty za puste miejsce na statku, czyli za transport powietrza. Gdy agent wie, że część bloków nie zdąży do portu, wtedy koryguje buking i aktualizuje go do rzeczywistej ilości zgromadzonego na czas towaru w porcie. Armator wtedy jest w stanie zabrać inny towar w miejsce bloków. To bardzo ważne, by taka współpraca układała się właściwie. To zabezpiecza Magemar a potem klientów przed płaceniem za wspomniane wyżej martwe frachty. Zdarza się że agenci wyjaśniają nieporozumienia na linii dostawca klient. Gdy ktoś kupił materiał a dostawca go na czas nie dostarczył, wtedy zwykle odbywa się przysłowiowe “polowanie na czarownice”, czyli dostawca zwala winę na wszystkich, zamiast się przyznać do swego niedopełenienia zobowiązań. Biorąc pod uwagę, że rzecz idzie o pieniądze nie tylko zapłacone za nie dostarczone na czas bloki, ale i tzw. straty alternatywne za niemożność sprzedaży na rynku np. polskim bloków w czasie tzw. sezonu, firma stara się pracą tychże agentów pomagać w sprawnym przepływie informacji i samego towaru na linii dostawca klient.Praktycznie nie zdarza się, żeby klienci kupowali na tzw. bazie Ex-works, co oznacza transakcję w samej kopalni i zorganizowanie transportu na własną rekę. Minimalnym warunkiem jest tzw. FOB (Free On Board), czyli “wolne na burcie statku”, teoretycznie oznacza to, że dostawca powinien ponieść wszelkie koszty dostawy wraz z załadunkiem na statek. W praktyce wygląda to tak, że dostawca organizuje transport kamienia do portu, ponosi koszty wszelkich operacji do złożenia go na placu przy lub bezpośrednio na nabrzeżu liniowym danej wskazanej przez Magemar linii, natomiast załadunek jest już płacony przez linie - w tym przypadku przez sam Magemar działający na zlecenie klientów z Polski bądź na zlecenie klientów zagranicznych. Drugą grupą są klienci, którzy dostarczają do naszego kraju towar na bazie CIF port polski (Koszt ubezpieczenie fracht płatne do portu w Polsce) - w tym przypadku dostawca bierze na siebie wszelkie koszty do momentu przyjścia statku do portu w Polsce i dopiero w wtedy klient sam organizuje sobie wyładunek ze statku. Trzecia grupa dostaw dotyczy sytuacji, kiedy klienci kupują kamień od firm reprezentujących kopalnie lub handlujących kamieniem, czyli pełniących rolę agenta danej kopalni bądź hurtowni bloków. One to sprzedają materiał z portu bardzo często wliczając w koszt bloku przeładunek w porcie. Czasami bloki są transportowane jeszcze do składów wewnętrznych na terytorium Polski, np. w okolice słynnego Strzegomia, a Magemar organizuje transport do tych składów czy klientów ostatecznych, samochodami albo wagonami. Zdarza się, że w całym łańcuchu transportowym, kiedy bloki idą z kopalni do finalnego klienta, stają się własnością nawet kilku firm, w procesie tym biorą bowiem udział różni pośrednicy, czasami są to biura poszczególnych kopalń. Nie jest tajemnicą, że w przypadku materiałów z Afryki Południowej od paru lat na polskim rynku dominują tamtejsze kopalnie, które otworzyły nad Wisłą swoje biura, co jest konsekwencją koncepcji zbliżenia się kopalni do klienta. Zjawisko to ma pewne konsekwencje: każdy towar ma swój własny rynek, a rynek to określona podaż i cena, za którą dostawca oferuje towar. Kiedy kopalnia daje towar firmie handlującej blokami, czyli np. sprzedaje jakąś dużą ich partię i firma handlowa sama rozprowadza je swoimi kanałami dystrybucji, to kopalnia jest całkowicie oderwana od rynku. Firma handlowa płaci za towar i kopalnia nie ma żadnego wpływu na to, w jaki sposób i w jakiej cenie jest on sprzedawany. Nie ma żadnego wpływu na kształtowanie ceny, dlatego nie ma też wpływu na kształtowanie popytu. A przecież to kopalnia jest zainteresowana promocją swojego towaru i sprzedażą jak największej jego ilości. Działając przez firmę handlową musi oddać materiał i w ten sposób odcina się od klientów i konkretnych rynków. To stwarza sytuację, w której każda z grup działa w zamkniętych kręgach: kopalnie wydobywają materiał, klienci stanowią zamkniętą enklawę w danym kraju, pośrednicy dowolnie kształtują ceny w zależności od potencjału rynku, który to oni tylko widzą. Kiedy całą sprawę biorze w swoje ręce firma reprezentująca kopalnię, wówczas pozwala to danej kopalni na doskonałą orientację, na przykład w ilościach, jakie wchłania dany rynek i pozwala na prowadzenie odpowiedniej polityki, by jej materiał zaczął się liczyć, operując wysokością ceny - obniżając ją lub podwyższając, gdy rośnie popyt. Posiada ona wówczas wiedzę o jakości i ilości, jakiej wymaga dany rynek. W Polsce klienci zaczęli być bardzo wymagający w stosunku do jakości materiału, bardzo często świetnie znają się na tym, co kupują, dlatego firmy oferujące towar kiepskiej jakości napotykają na olbrzymie kłopoty w jego zbycie. W tym przypadku jedyną drogą wejścia na rynek jest bardzo niska cena, co jest rozwiązaniem niewątpliwie skutecznym, ale tylko na krótki okres czasu. Najpierw klienci próbują towar, bo przyciąga niska cena a następnie wracają do wypróbowanych dostawców. W przypadku każdego kamienia ważny jest rynek lokalny. W kraju wydobycia granit jest starannie segregowany według zasady, niższa jakość bloków mowa tu o drugiej i trzeciej klasie jakości - klasyfikuje je na lokalny rynek, a najwyższa pierwsza na eksport, ponieważ im wyższą cenę można podyktować za dany kamień, tym bardziej opłacalny jest jego eksport. I ten fakt decyduje o tym, że kopalnia chce mieć wgląd w określone rynki, ponieważ w ten sposób oferuje towar jak najbliżej klienta. Ma też informację o tym, co na dany rynek można produkować i automatycznie jest w stanie dopasować swoją produkcję do określonego rynku. Warto w tym momencie stwierdzić, że biorąc pod uwagę potencjał polskiego rynku jest on ogromny. Kiedy do niedawna wszyscy kręcili nosem, gdy mówiło się o Polsce, to w tej chwili jest nią ogromne zainteresowanie, co polega na licznych zapytaniach o to, jakie kamienie cieszą się zainteresowaniem wśród Polaków i co w ogóle się w Polsce sprzedaje. Firma jest jednak obłożona embargiem informacyjnym, jej rolą jest przecież transport, a nie handel, w związku z czym klienci reprezentowani przez nią nie życzą sobie udzielania jakichkolwiek informacji, porad bądź koordynowania tego, co sprowadzają do Polski. Głównym obiektem zainteresowania spedytora jest tonaż, a nie kolory czy jakość towaru, to są dla niego obojętne kwestie. Tak więc firmy, które chciałyby uzyskać pewne informacje nie dotyczące głównego przedmiotu zainteresowania spedytora, odejdą z czym przyszły. Ale z pozycji spedytora to, co dzieje się na polskim rynku, nie sposób określić inaczej, jak potężne działania. Wiele firm angażuje się poważnie finansowo, żeby wejść na ten rynek i coraz więcej firm jest na nim obecnych, co oczywiście jest korzystne dla polskiego klienta. Nie ma żadnej dużej kopalni albo konsorcjum na świecie, która nie byłyby reprezentowane aktualnie w naszym kraju. Niektóre kopalnie są zgrupowane, mają podpisane wieloletnie umowy z różnymi firmami handlowymi albo właścicielami innych kopalni na dystrybucję swojego materiału i biura takich podmiotów funkcjonują dziś w Polsce, dzięki czemu można kupić u nas każdy kamień. Nie wszystkie bloki są dostępne na składach w Polsce czy Antwerpii, niektóre trzeba zamawiać. Dużo osób dzwoni do Magemaru z zapytaniem o jakiś konkretny kamień, bez problemu firma wskazuje wszystkich dostawców, a nawet podaje pełną listę tego, co jest w porcie, bez wskazywania jednak, który jest lepszy lub gorszy. Jak dotąd nie zdarzyło się, żeby klient nie uzyskał poszukiwanej przez siebie informacji o dostawcy. Rynek kamieniarski w Polsce jest doskonale spenetrowany przez dostawców i dostępność kolorów, faktur, rodzajów kamienia jest przebogata, obejmując również kamienie egzotyczne. Od paru lat daje się obserwować wzmożony import gotowych płyt granitowych o urozmaiconej kolorystyce, co wynika z aktualnych możliwości dostawców, którzy sprowadzając kontener płyt z jakiegoś miejsca na świecie są w stanie wziąć każdą płytę w innym kolorze z innego materiału. Import bloków gwarantuje po pocięciu określona ilość płyt o powtarzalnym wzorze i barwie, co trudniej uzyskać w przypadku sprowadzania gotowych płyt. Z reguły kupujący płyty chce mieć zagwarantowaną powtarzalność i to jest problem, z którym trzeba sobie radzić. Od kilku lat pojawiają się głosy na temat kończącego się rynku Impali w naszym kraju, czego nie potwierdzają statystyki Magemaru. Dodatkowym bodźcem do takich stwierdzeń były odnotowane na początku tego roku bardzo poważne wzrosty kosztów frachtów morskich chodzi tu głównie o frachty oceaniczne. Dla przykładu tylko w bieżącym roku wzrost frachtów morskich w przypadku Południowej Afryki tj. Impali sięgnęły ponad 30 procent. Niestety, koszty transportu biją bezpośrednio w ceny towarów. Są kamienie, których koszt transportu sięga 800 dolarów za kubik. Niekiedy klienci znający ceny na polskim rynku porównują je do ceny, za jaką można kupić je na danym lokalnym rynku producenta. Nietrudno stwierdzić, że w kopalni na miejscu można kupić materiał kamienny za śmiesznie małe ceny w porównaniu do cen obowiązujących na naszym rynku. Dokładając jednak wszystkie koszty transportu, ubezpieczenia przeładunków itd. uzyskuje się cenę zbliżoną do tej, za którą oferuje się ten towar w Polsce. Pomysł na import jednego czy dwóch bloków na własne potrzeby, co miałoby obniżyć koszt uzyskania materiału, pracownicy spedytora zdecydowanie odradzają, ponieważ taką liczbę bloków taniej jest kupić w porcie, gdzie jednocześnie zawsze można obejrzeć i wybrać bloki. Bezpośredni import bloków opłaca się dużym podmiotom, które stać na ryzyko w razie kłopotów z jakością. Z tego powodu zapewne tendencja mikro importu słabnie.

Kapitel koryncki a maszyna do jejek

Tytułem wstępu słów kilka Zacznę od wyrażenia opinii, że żadna gazeta nigdy nie będzie podręcznikiem, a najlepszy podręcznik nie nauczy zawodu. Pogląd ten w czasach, kiedy byłem pracownikiem naukowym na akademii w Warszawie , był przyczyną ogólnej niechęci wobec publikacji popularnonaukowych. Naukowiec podejmujący trud opisania określonego zagadnienia musi być rzetelny, precyzyjny, w wyniku czego lektura podawanej przez niego receptury staje się trudna i pełna niejasności dla człowieka odpowiednio niewykształconego w prezentowanej dziedzinie, w efekcie uniemożliwiając właściwe wykonanie prac. Stąd podanie receptury rekonstrukcji na przykład pomnika z piaskowca wiąże się z wieloma wątpliwościami i wynikającymi z nich pytaniami. Przecież konkretny grobowiec mógł być stworzony specjalną techniką. Ktoś, kto nie ma zmysłu obserwacji i nie potrafi jej rozpoznać, nie wie, w którym momencie pewne procesy przerwać, a kiedy je wznowić, czego rezultatem może być to że cała warstwa powierzchniowa, na której są określone faktury, po prostu zniknie. Dlatego pisanie na ten temat jest obarczone poważnym niebezpieczeństwem. Lepszego efektu można się spodziewać podając informację na przykład o rodzaju dłuta stosowanego w określonej obróbce. Inna rzecz, że z podanego opisu czytelnik nie wykona takiego dłuta i będzie miał spory kłopot ze znalezieniem w kraju kowala, który mu takie dłuto przygotuje. W całym kraju jest tylko kilka osób, które mają odpowiednie kompetencje w tej materii i dlatego z centralnej Polski na ogół jeździ się do Orońska, gdzie zamawia się dłuta u tamtejszego kowala. Reszta kupuje dłuta niemieckie, włoskie. Tekst nie nauczy obróbki, rozumienia samego materiału. W Polsce edukacja w dziedzinie szeroko pojętego kamieniarstwa to dziś problem podstawowy. W latach 1940, 50., 60. edukowano kamieniarzy, bo na fachowców w tej profesji było zapotrzebowanie, odbudowywała się przecież Warszawa, Kraków, Gdańsk i inne miasta. Ambicją rządzących była rewaloryzacja budynków, całych kompleksów, które uległy zniszczeniu w wyniku wojny, do czego potrzebna była armia ludzi. Bardzo dobrze funkcjonował cech, były egzaminy czeladnicze, mistrzowskie i inne formy doskonalenia zawodowego. Ale minęło czterdzieści lat i dziś ci specjaliści odeszli już z rynku. Efekty ich pracy pozostały, natomiast nie przetrwały ośrodki kształcenia i brakuje ciągłości kształcenia, a za żart można uznać fakt, że obróbki ręcznej, podstawowych umiejętności kamieniarskich naucza się na wydziale konserwacji uczelni wyższej, gdzie oczywiście nauczanie to jest na w miarę przyzwoitym poziomie. Na akademię przychodzą absolwenci, którzy wynieśli ze szkoły jakąś podstawową wiedzę, ale nie mają pojęcia o praktyce, a przecież rzemiosło wymaga hektarów przekutego kamienia, a nie tylko wiedzy i wrażliwości osobistej. Pracowałem na akademii dziesięć lat ucząc technik rzeźbiarskich, kopii i samej konserwacji; byłem zawsze bardzo blisko warsztatu kamieniarskiego i w związku z tym mam parę krytycznych uwag - jeżeli absolwent akademii nie potrafi wykuć ornamentu, nawet nie potrafi się do niego zabrać, to nie jest dobrze, ponieważ jest duże prawdopodobieństwo, że na swojej zawodowej drodze spotka jakiś defekt, np. wole oczka czy coś innego, co powinien umieć zrekonstruować bądź uzupełnić.

O architekturze nagrobka historycznie Cykl artykułów poświęconych rzemiosłu kamieniarskiemu, które ukażą się w “Świecie Kamienia”, będzie zawierał między innymi tematykę architektury nagrobków. Grobowce zostaną ujęte w aspekcie historycznym. Zależnie od okresu powstania, czy był to renesans, barok czy klasycyzm, architekci projektujący nagrobki sięgali do wzorów i typów, które miały bardzo dobry odbiór w społeczeństwie. Charakteryzowała je więc ogromna powtarzalność i w związku z tym powstały wzorniki najbardziej charakterystycznych i typowych rozwiązań. W XIX wieku silnie funkcjonowały one spełniając taką rolę, jaką współcześnie mają katalogi. Klient miał do wyboru szeroką gamę sarkofagów, które były w typie renesansowym, barokowym czy gotycyzującym, z baldachimami, ornamentem żabkowym, masmerkami itd., obeliski czy formy rzeźbiarskie na cokołach - wzięły się właśnie od stelli aż po ołtarz ofiarny. Gama jest ogromna. W pewnym momencie zmiany w zakresie architektury pomników nagrobnych doprowadziły do wykształcenia się tego, co dziś umownie nazywa się “tapczanem”, czyli leżącej na sztorcach jakiejś płyty kamiennej, tzw. klapy warszawskiej. I to jest tragedia, ponieważ maszyny zaczęły rządzić wzornictwem, co uczyniło obraz cmentarzy monotonnym i smutnym, czyli adekwatny do miejsca...

 Polski nagrobek współczesny Dla osoby wrażliwej plastycznie sytuacja przedstawiona powyżej jest dosyć przygnębiająca. A przecież ludzie szukają czegoś innego, oryginalnego, chcą się wyróżniać nawet w kwestii nagrobków. Dlatego na pomnikach widać udziwnienia, np. ścianki są w formie serca z dziurką lub wycinanych kwiatków, co jednak nie zmienia faktu, że nagrobki są sztampowe, nieciekawe, a zdobienia wielokrotnie powtarzane szkodzą wyrazowi artystycznemu. Do rzadkości należą pomniki, których fundator zwraca się do architekta czy rzeźbiarza, by uzyskać jakieś oryginalne rozwiązanie. Trzeba przy tym wiedzieć, że bardzo wielu znanych twórców projektuje nagrobki, tyle że nie chce ich autoryzować uznając, że taka twórczość obniża ich poziom. Uważam to za błąd, ponieważ dobra robota nie przynosi wstydu. Dzięki ich pomysłowości pojawiają się od czasu do czasu jakieś ciekawsze rzeczy. Związane jest to z nieco większymi kosztami choć nie jest to nieuchronna konieczność warto zaznaczyć ów fakt, bo przeciętny klient widząc nietypowe elementy albo się ich boi, albo z góry zakłada, że one kosztują majątek, co nie jest prawdą. Rzecz w tym, że często klient przepłaca fundując sobie pomnik z materiału niezbyt odpowiedniego do naszych warunków klimatycznych, zamiast za tę samą kwotę zrobić coś ciekawego z innego kamienia. Jemu trzeba to tylko umieć zaproponować.

 Skazani na granit?Czy kamieniarze mówią klientowi, proponując kamień, że jest bardzo dobry polski sjenit? Nie, bo łatwo sprawdzić, ile taka płyta kosztuje kamieniarza i nie da się naciągnąć klienta. O wiele łatwiej jest wziąć granit brazylijski, ukraiński albo chiński i sprzedać go z dużą marżą. Kamieniarze teraz handlują jak ludzie na bazarze. Zresztą ilu jest prawdziwych kamieniarzy... Dziś są przede wszystkim fabryki przerobu kamienia, ale to nie są kamieniarze, ten termin jest nadużywany. Wybór kamienia do wykonania nagrobków w naszej szerokości geograficznej nie musi zawężać się wcale do granitu. Przecież może to być piaskowiec albo wapień, czy nawet marmur, tylko trzeba wiedzieć, do czego go użyć i jaki rodzaj marmuru, by za trzy lata nie trzeba byłoby wymieniać pomnika na inny. Przecież stoją nagrobki po dwieście i więcej lat z marmuru, przy których owszem były wykonywane prace konserwatorskie, ale nawet gdyby ich nie przeprowadzono nie straszyłyby wcale. Nawet delikatne skrzydełka aniołków z marmuru trzymają się, tyle że ten marmur był w odpowiednim czasie wydobyty i obrabiany. Jeśli sprowadzimy na przykład marmur bianco carrarę nieznanej klasy i zrobimy coś co stoi w warunkach ekspozycji zewnętrznej na cmentarzu przez rok, po zimie może się okazać, że poler znikł albo płyta zaczyna się wyginać. Jasno więc widać, że użyty materiał nie był odpowiedni. Ludzie się boją wapienia, ale przecież on jest w naszej szerokości geograficznej i był stosowany od ponad tysiąca lat i do dziś dobrze spełnia swoje zadanie w formie licznych rzeźb Madonn, Chrystusów, piet - stoi i cieszy oko. Wszystkie figury przydrożne są wykonane z wapienia i nikt się tego materiału nie bał. Koszt wykonania z wapienia jest o wiele mniejszy niż np. z marmuru, ponadto niejednokrotnie trzeba klientom tłumaczyć, że nie da się jakichś ażurowych elementów wykonać z granitu. Klientom naprawdę należy powiedzieć, z jakich materiałów mogą korzystać.

Dyktat technologii maszynowej O dzisiejszym wykonaniu nagrobka decyduje jednak na ogół technologia maszynowa mimo że w zależności od sztorca płyta powinna mieć 10 czy 8 cm, to ona i tak ma 7 cm ponieważ takie płyty występują w hurcie, co jest rezultatem ustawienia pił w zakładzie obróbki kamienia. Materiał kamienny nie występuje w pełnej gamie, o czym decyduje moda albo fakt, iż w danym okresie opłaca się kupić bloki bądź płyty w określonym zakresie i w całej Polsce tylko one są dostępne. Zamawiając coś innego, trzeba czekać, nie mając pewności, że się doczeka. Wspomniana przeze mnie płyta grubości 10 cm niejednokrotnie jest traktowana jako zamówienie specjalne i trzeba za nie płacić ekstra pieniądze, ponieważ sprzedający w hurtowni człowiek mówi ze standard to 4, 6, 7 i koniec - on to ma i to on rządzi tym rynkiem. Na kształtowanie współczesnego polskiego pomnika ma wpływ jeszcze kolejna sprawa: jeśli funkcjonuje ograniczenie na cmentarzach, że wysokość nagrobka nie może przekraczać 160 cm, a jest to teraz częste ograniczenie i od wielu lat obowiązujące na przykład na Wólce, to pole manewru jest bardzo ograniczone. To ogranicza działania projektowe

. Żyj nam wiecznie, ignorancjo!Dzisiejszy klient jest przekonany, że został skazany na formy pomników nagrobnych, jakie obserwuje spacerując po współczesnych cmentarzach bądź ofertę z wystaw wokół nich, że nic innego nie ma, tylko to. Utwierdza go w tym przekonaniu właściciel zakładu oferującego nagrobki pokazując jedynie jako ciekawostkę katalog pomników z Włoch, w ten sposób tworząc pozorną alternatywę dla własnych rozwiązań. Klient słyszy rzeczowe argumenty w rodzaju: proszę bardzo, to są dwa pomniki importowane z Włoch, mają pozaginane łagodnie kanty, mają fazy lub wycięte kółka czy owale, do tego litery z bimetalu bądź plastiku, których zaletą jest, że ich nie ukradną; do tego wazon, też proponujemy plastikowy, bo kamienne kradną. Jeżeli to jest wyznacznik poziomu artystycznego współczesnego polskiego cmentarza to jest to grube nieporozumienie. Są opłaty za pochówek, za miejsce na cmentarzu, cmentarze normalnie zarabiają i w związku z tym powinna być jakaś forma ubezpieczenia, że jak się coś stanie, to cmentarz za to płaci. Nie wolno szantażować klienta. Tutaj naprawdę niewiele pozytywnego można powiedzieć, bo jeżeli estetyka i rozwiązania są wokół narożnika - jaki to jest owal, jaka jest fazka, czy jest poler bardziej błyszczący czy mniej - to tutaj trzeba to niewątpliwe ograniczenie przekroczyć i pokazać ludziom inne rozwiązania. Dzisiaj na rynku dominują nie kamieniarze a kupcy. Większość nagrobków, które są wystawiane w warsztatach, nie jest wytworem tych, od których się je bierze, przynajmniej w 60-70% są to tylko punkty handlowe i nic tam się nie robi, bo przycięcie płyty, skrócenie klapy czy sztolców to nie jest kamieniarstwo. Gdyby ich poprosić o pokazanie dłut, jakimi dysponują, to by się niejednokrotnie okazało, że oni czegoś takiego w ogóle nie mają. Są tylko wiertarki i wiertła do robienia dziur, jakiś młotek do zaklepania klamerek przy montażu, wiaderka, wózek kamieniarski, żuk i to jest kamieniarski zestaw, infrastruktura, którą dysponuje dzisiejszy zakład kamieniarski. Gdy klient zamawia pomnik z wystawy, to po jego wyjściu dzwoni się do hurtownika bądź producenta i ten nagrobek właściwie jedzie do warsztatu, gdzie jest tylko montowany. Na całej ulicy Powązkowskiej jest tylko dwóch mających jakiekolwiek papiery cechowe.

Liternicy, mistrzowie słowa pisanego Warszawskie cmentarze obsługuje kilku literników, którzy nie ukończyli żadnej szkoły, a jedynie uczyli się u starszych kolegów, również amatorów ignorantów, nie mających generalnie pojęcia o liternictwie, nierzadko bez zdolności plastycznych. Skąd więc mają wiedzieć, czy napis się komponuje, czy dobrze wypełnia płaszczyznę, nie mają pojęcia o świetle między literami. W większości przypadków nie mają za sobą edukacji w tym zakresie. A potrzebną w tym zakresie wiedzę zdobywa się na przykład w liceum plastycznym na przedmiocie o nazwie liternictwo, który wykładany jest przez dwa lata. Naukę przedmiotu, kiedy sam uczęszczałem do takiego liceum w Warszawie jeszcze jako uczeń, zaczynaliśmy od podstawowej litery, antykwy, potem studiowaliśmy kroje pism romantycznych aż do współczesnych - i z tego były i wykłady, i ćwiczenia. Potem doszła praktyka i zajęcia na akademii sztuk pięknych, na której też było liternictwo. Dlatego do dziś, kiedy projektuję jakiś napis, to się długo zastanawiam, czy to jest dobrze czy źle. To jest kwestia również ustawienia napisu na odpowiedniej płaszczyźnie. Czy treść jest jasna, klarowna, czy główna informacja jest odpowiednio wyodrębniona, a pozostała czy jest mniej widoczna. Informacja nie może być wyrwana z kontekstu. Taki człowiek, do którego jest adresowana, powinien ją usłyszeć. Ludzie, którzy mieliby się tym zajmować, muszą odznaczać się przede wszystkim wrażliwością plastyczną, bo bez tego nie można być przyzwoitym kamieniarzem.

Panaceum - edukacja Wymagania wobec przyszłego kamieniarza w procesie kształcenia można by podzielić na etapy, aż do dojścia do etapu mistrzowskiego. Powinien on umieć dokonać analizy materiałów kamiennych pod wieloma względami, na przykład struktury, barwy, twardości, cech plastycznych jak i cech fizykochemicznych. Kolejna kwestia dotyczy obróbki i doboru narzędzi do materiału oraz efektów, jakie dzięki nim można osiągnąć. Po zapoznaniu się z tymi podstawowymi informacjami jest czas na praktyczną realizację. Trzeba zacząć od nauki kucia dłutem, które to narzędzie dobrze jest bliżej poznać. Kiedy zaczyna się pracować dłutem, rozumie się jak ważny jest uchwyt, jego ma profil, że to niekoniecznie musi być stal zbrojeniowa, karbowana. Równie ważna jest waga pobijaka, czyli młotka, którym się uderza płytę. Przyszli kamieniarze powinni pracować różnymi dłutami i pobijakami na podstawowym etapie edukacji powinni zapoznać się z wszystkimi narzędziami i materiałami, a także przynajmniej spróbować zrobić elementy kamienne tradycyjnymi metodami. Dopiero po tym można iść dalej, tj. w formy plastyczne, czyli profile, kształtowanie budowy ornamentu. Kolejny etap to posługiwanie się takimi narzędziami, jak punktownica, cyrkle do zwiększania lub pomniejszania elementów. Uzyskując stopień mistrza właściwie jest się już rzeźbiarzem, przekucie modelu gipsowego na kamień nie stanowi problemu. Na tym stopniu znajomości fachu nie trzeba tworzyć. Takie osoby są teraz bardzo potrzebne, a nie ma ich gdzie znaleźć, ponieważ absolwenci akademii sztuk pięknych wydziału rzeźby nie mają takich umiejętności, bo o ich warsztacie decyduje postawa świętej pamięci prof. Xawerego Dunikowskiego, który stwierdził, że kucie w kamieniu to głupota i strata czasu, który można wykorzystać na zrobienie dziesięciu modeli do brązu. I ten pogląd ma swoje konsekwencje. Dlaczego tak mało pomników jest wykonywanych w kamieniu, a jeśli już są, to mają strasznie prostą formę? Dlatego że praca w kamieniu trwa całe miesiące, a nawet lata powodując, że albo inwestora nie stać na pokrycie kosztów związanych z powstawaniem takiego pomnika, albo - co jest coraz częstsze nie ma komu tego pomnika zrobić. Artysta rzeźbiarz zaprojektuje dzieło, zrobi model w skali 1:1, ale ktoś to musi później przekuć. Te prace powinni wykonać kamieniarze, ale jest ich coraz mniej. Kiedyś byli w Strzegomiu bardzo dobrzy specjaliści od obróbki ręcznej, miałem okazję współpracować z nimi niejednokrotnie. Wystarczyła nam krótka rozmowa, w czasie której powiedzieliśmy sobie co ma być i oni sami szukali tej formy, szukali rozwiązań, konsultowali się ze mną, byli twórczy w tym działaniu, ponieważ mieli świadomość swych umiejętności i efektu, który uzyskają. Bardzo pięknie realizowali te prace i wiele się od nich nauczyłem. Współpraca z fachowcem to jest frajda i przyjemność. Coraz mniej jest okazji na to. Weźmy na przykład taki kapitel, kto panu go dziś zrobi? Joński to jeszcze się ktoś znajdzie ale koryncki?! Najlepiej gdyby uczniowie liceum plastycznego mieli w programie elementy rzeźby, bo to wymaga pewnej wrażliwości, no i musi to trwać pięć lat, żeby wykształcić umiejętności kamieniarskie. Taki człowiek musi umieć zrobić odlew, podstawowe czynności związane z gipsem i formą też musi znać. Trzeba wykształcić także architektów, bo oni o kamieniu zbyt mało wiedzą, odkąd skasowano posługiwanie się tym materiałem na uczelniach. Efekty widać dziś gołym okiem. Mamy wszech obecne systemy montażowe, a awangardą w architekturze jest postawienie ściany i jej otynkowanie, bo normą jest szkło i rama stalowa. Niewiedza architektów jest skandaliczna. Nie wiedzą nawet, jaka jest podsypka pod kostkę brukową, albo ile trzeba zostawić od betonu do lica.

Cmentarz przekrojowe lustro estetyki Za wydarzenie kamieniarskie dziś uważa się prezentację nowej maszyny do robienia jajek z kamienia, ale tak nie musi być. Maszyna człowiekowi rzeczywiście pomaga, jednak nie możemy się projektowania ograniczać do tego, co jest w stanie zrobić maszyna. Jest pewna tendencja do infantylizacji sztuki wzornictwa czy liternictwa. Robi się to troszkę jak na odpust - mało poważnie. Nie jest to wpływ estetyki cygańskiej, bo oni mają zupełnie inną tradycję grzebania swoich przodków, u nich ma być wesoło, optymistyczne, oni się spotykają, by tańczyć i śpiewać. W naszej tradycji tego nie ma, jest smutek, wyciszenie, a niejednokrotnie sztuka nagrobkowa nie układa się w te same fałdy - jest zbyt odpustowa i radosna. Świecące lustrzane polery na granitach z załamanymi esami floresami, sinusoidy na płytach napisowych, czy faliste klapy 2-3 elementowe. Nie nastraja to do zadumy, często jest to zwykłe popisywanie się pieniędzmi, w bardzo złym guście. Kolor jest bardzo ważny w tym wszystkim i w związku z tym nie wszystkie kamienie się nadają. Często spotykam się z uwagami typu: 'a bo mama lubiła kolor zielony' więc na siłę szukamy zielony, który na cmentarzu ląduje w otoczeniu nagrobków lastrikowych szarych. Chodzi o pewien klimat, no więc nagle w rządku szarych pomników odznacza się jasnozielony granitowy nagrobek ze złoconymi plastikowymi literkami i zniczem w formie pulsującego czerwonego serduszka. Z doborem kamieni na cmentarz jest jak z zastosowaniem ich banku. Nie wszystko pasuje na posadzki w banku. Tam się zwraca uwagę na kolor, nie może być krzykliwy, musi być dostojny, stonowany, bo to świadczy o solidności, powadze. Wszystko, co uderza klienta na wejściu, musi go przekonywać, że wchodzi do absolutnie pewnej instytucji, która będzie o niego dbała w sposób jak najbardziej poważny. Z kolei w katedrach dominują kolory biały, czarny i czerwony. Są przypisane do całej ikonografii. Czerwień to kolor królewski, czerń śmierci, biel - nadziei czy niewinności. Jeśli błękit, to gdzieś na górze. Wszystko było przemyślane i utrzymane w pewnej symbolice. Dlatego największa uwagę do stosowności używania kolorów pilnują poważne, duże firmy czy instytucje. Dziś pracownicy działów marketingu i reklamy więcej o tym wiedzą niż księża. Kiedyś było odwrotnie. Preferowane z racji miejsca smutku i zadumy powinny być kamienie, które w naszą kulturę są w jakiś sposób wpisane, czyli w przypadku nagrobka będą to granity szare, czarne bądź piaskowce. Kamienienie z odcieniami ale spokojne, na przykład brązy. Nastrajające do zadumy, bo cmentarz to nie jest miejsce, gdzie należy ludzi szokować i zadziwiać. Nie chodzi też o to, by wszystkie nagrobki były z tego samego granitu. Wzorce francuskie czy włoskie z lat dwudziestych się u nas niestety nie przyjęły. Cmentarz jest taki, jak ludzie, którzy na ten cmentarz przychodzą. Stare rodziny przychodząc na cmentarz w dzień zaduszny są w harmonii z miejscem, wyglądają poważnie, godnie. W ten sposób podkreślają, że są kontynuatorami tradycji. Na prowincji - z całym szacunkiem dla niej sytuacja wygląda zgoła odmiennie. Jak wygląda elegancja w ubiorze i w domu, tak wygląda cmentarz. Jak może wyglądać pomnik krewnego kogoś, kto przychodzi na cmentarz w sprutych dżinsach, zakłada błyszczące buty w czubach, ma na sobie jakieś cztery tysiące złotych i stoi nad nagrobkiem za piętnaście tysięcy? W zasadzie wszystko się zgadza, ale to nie jest adekwatne do miejsca. Nie trzeba zmienić czegoś w kamieniarstwie czy stylistyce nagrobka, raczej wszyscy powinniśmy pracować nad kulturą społeczeństwa i wrażliwością plastyczną. Nagrobki to przecież cała historia Kościoła, to sztuka, wszystko jest tu związane z sakrum.

 

Nie czekaj dodaj firmę

do naszego katalogu!

 

 

Dodaj firmę...

 

Dodaj ogłoszenie drobne

do naszej bazy!

 

 

Ogłoszenia...

45-837 Opole,
ul. Wspólna 26
woj. Opolskie
Tel. +48 77 402 41 70
Biuro reklamy:
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie obsługi JavaScript.

Redakcja:
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie obsługi JavaScript.

Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie obsługi JavaScript.">
     Wszystkie prawa zastrzeżone - Świat-Kamienia 1999-2012
     Projekt i wykonanie: Wilinet